Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Warto wiedzieć:
Reklama

Poświąteczny niesmak

Dla wielu Polaków świąteczne spotkania z rodziną pozostawiły po sobie niesmak. Zwłaszcza wtedy, gdy do wigilijnej kolacji czy noworocznego obiadu zasiadł obok nich dziadek pisior lub babcia pisiorka. Każda rozmowa z nimi, która zahaczyła o politykę (a prowokują ją bez przerwy), kończyła się kłótnią. Nie przyjmowali bowiem żadnych krytycznych wobec odchodzącej władzy argumentów przede wszystkim dlatego, że demokracja nigdy dla nich nie była i nadal nie jest żadną wartością. Wręcz przeciwnie, jest odbierana jako zagrożenie.
Poświąteczny niesmak

Autorytarna władza PiS, wprowadzająca jednolite normy moralne dla wszystkich, bardzo im przypominała gierkowską "jedność moralno - polityczną narodu", którą wspominają z sentymentem. Drożyzna i inflacja im nie przeszkadzały, bo przecież PiS dawało trzynastą, a niektórym nawet czternastą emeryturę. Gdy brakło im argumentów w dyskusjach przy świątecznym stole, wtedy najczęściej babcia pisiorka wykrzyczała: "ksiądz proboszcz powiedział…". 

To smutne, ale te poświąteczne doświadczenia  prowadzą do konstatacji, że poza pisowską władzą, której z takim trudem właśnie się pozbywamy, najbardziej destrukcyjną siłą, niszczącą polskie państwo, jest obecnie katolicki kler. 

W czym tkwi ta jego destrukcyjna moc? Przede wszystkim w utrzymywaniu w społeczeństwie przeświadczenia, że irracjonalne brednie można traktować na równi z osiągnięciami nauki. W niezdrowym opętaniu szóstym przykazaniem. Wreszcie w ujawnianej coraz odważniej przez media patologii seksualnych wśród duchowieństwa. Dzięki klerowi mamy dziś w Polsce antyszczepionkowców, których argumenty traktowane są na równi z argumentami lekarzy. Mamy egzorcystów, którzy ponoć są bardzo skuteczni w oczyszczeniu ludzkich ciał z gnieżdżących się w nich demonów. Mamy klauzulę sumienia, która jest sumienia zaprzeczeniem. Mamy wreszcie biskupów, którzy zamiast ewangelii miłości głoszą mowę nienawiści.

 

 

Ponoć na wszystko trzeba czasu. Są jednak sprawy, które - jak się okazuje - wymagają go niewiele. Jedną z nich po 1989 roku było zajęcie przez polski Kościół rzymskokatolicki wygodnej pozycji względem państwa. Niewiele czasu zajęło polskim biskupom nauczenie się funkcjonowania w zupełnie nowej rzeczywistości, w której mogli się układać z kolejnymi, mniej lub bardziej, ale na ogół przyjaznymi im rządami. Trafnie i lapidarnie ujął tę przemianę ksiądz Józef Tischner, według którego ludzie Kościoła "są bardzo odporni na prześladowania, ale stosunkowo mało odporni na nęcące obietnice". Ostrzejszym już językiem pytał: "Jak to jest, że bohaterowie okresu prześladowań mogą stać się potem kolaborantami epoki przywilejów?". To pytanie - choć stawiane przez księdza Tischnera w innym kontekście - jest aktualne także obecnie w odniesieniu do polskiego Kościoła.

Nowy rząd podejmuje działania, które mają skorygować te niekorzystne dla obu stron zjawiska. Jedną z obietnic Koalicji Obywatelskiej była likwidacja Funduszu Kościelnego. Ugrupowanie Tuska zapisało ją w "100 konkretach na pierwsze 100 dni rządu". Jasno deklarowało, że chce skończyć z przekazywaniem Kościołowi katolickiemu pieniędzy z budżetu państwa. I to niemałych, bo chodzi o 257 mln zł. Ma zostać zastąpiony przez odpis podatkowy, czyli byłoby to rozwiązanie podobne do znanego od lat odpisu na organizacje pożytku publicznego. Jednak każda ewentualna zmiana dotycząca funkcjonowania Funduszu wymaga zmiany ustawy, którą mógłby zawetować prezydent. Dlatego rząd nie zdecyduje się na nią zbyt szybko. Zapowiedział powołanie międzyresortowego zespołu, który będzie pracował nad kwestią nowego rozwiązania, które wejdzie w życie w 2025 roku.

Przez dwie kadencje rządów PiS szkoły publiczne rozwijały "duchowość" spod znaku Kościoła katolickiego. Rodziców zmuszano do deklaracji: wybieram religię lub nie. Lekcje religii blokowały coraz większą liczbę uczniów na "okienkach" w świetlicy, umieszczenie ich na początku zajęć lub na lekcjach końcowych udawało się rzadko, tym bardziej że PiS zwiększyło wymiar szkolnej katechezy do dwóch godzin w tygodniu. "Szkolna" komunia stała się symbolem traumy dla wielu dzieci, trudno było się z niej wyłamać bez szwanku dla relacji. 

To się teraz zmieni. Nowa minister edukacji zapowiedziała przywrócenie jednej lekcji religii w tygodniu, umieszczanie jej na pierwszej lub ostatniej lekcji oraz niezaliczanie stopnia z tego przedmiotu do średniej oceny ucznia. Tyle na początek. Donald Tusk opowiedział się za zastąpieniem klasycznej katechezy, z jaką mamy do czynienia w szkołach, "lekcjami prowadzonymi przez antropologów kulturowych i etnografów", czyli religioznawstwem. Czy uda się mu to wprowadzić, okaże się niebawem.

Zbigniew Noska

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
szok 14.02.2024 10:35
O zgrozo !!! Jędraszewski w kościele o "tabletce po" !!!!! i takie chamstwo chce dalej dostawać za darmo pieniądze.

Złotowiak 29.01.2024 13:38
Takie są fakty — nie ustawami, a uchwałami — rząd rudej wrony to chaos i anarchia, a PG bodnar, cytując pana Błaszczaka, to RZEŹNIK❗

zgadzam się 06.01.2024 17:14
Najpierw wyrzucić na zbity łeb Jędraszewskiego za nim A.Dudę przed Trybunał Stanu.Następnie,opróżniać Kościoły i zmienić zawód i do pracy jak każdy jeden Polak.Lub do Watykanu. Postępowy PapieżFranciszek powiedział,że śluby mogą już brać pary tej samej płci. Powiedział także,że urny z prochami zmarłych można ,w ogródku,koło swojego domu zakopać w ziemi,tak jak kiedyś. Koło kościołów są groby księży a dlaczego ???

Podatnik 06.01.2024 13:06
Mam nadzieję że w końcu nasz kraj wyjdzie ze średniowiecza i zaprzestanie wspierania z pieniędzy podatników jakichkolwiek religii

Reklama
Reklama
Reklama