Mistrzostwo w tej dziedzinie osiągnął premier Morawiecki, który nawet wśród swoich nazywany jest Pinokiem. Bez zmrużenia oka żongluje on liczbami i danymi statystycznymi, mając pełną świadomość, jak daleko odbiegają one od prawdy. Onegdaj opowiadał o swej rozmowie z szefową Komisji Europejskiej: "Uświadomiłem ją, że bodaj powyżej 90% tych postępowań dyscyplinarnych dotyczyło sędziów, którzy jeździli po pijanemu, albo dopuścili się gwałtów, albo jakichś innych kradzieży i oczy otwarły się bardzo szeroko naszym rozmówcom w Brukseli".
Niemal natychmiast sprawdził premiera sędzia Włodzimierz Wróbel. "W latach kiedy istnieła Izba Dyscyplinarna SN, sprawa o gwałt była jedna, kradzież też wystąpiła tylko raz, a zarzut prowadzenia po alkoholu sformułowano 16 razy. Łącznie tego typu występki to 11 proc. spraw, jakimi Izba się zajmowała. 11 proc. to nie 90 proc".
Nasuwa się pytanie: i co z tego? Przecież tak samo postępował prezydent najpotężniejszej demokracji świata Stanów Zjednoczonych. CNN policzył, że Trump skłamał ponad 3 tysiące razy w 466 dni. To średnio 6,5 kłamstwa dziennie.
Jednak Amerykanie po 4 latach pozbyli się swego łgarza, a Polacy przywykli do swoich. Znaczna część z nas zaakceptowała ich i rządzą dalej. Dlaczego? Bo PiS-owi udało się wciągnąć naród do krainy postprawdy, gdzie kategorie kłamstwa i prawdy tracą jakiekolwiek znaczenie.
Żeby to zrozumieć warto sięgnąć do tekstu Hanny Arendt, która w eseju "Prawda i polityka" pisała: "Z punktu widzenia polityki, prawda ma charakter despotyczny. Jest przez to znienawidzona przez tyranów, którzy słusznie obawiają się konkurencji siły, której nie mogą zmonopolizować (…) O niewygodnych opiniach można dyskutować albo je odrzucić – ale niewygodne fakty posiadają tę niezmiernie irytującą cechę, że można się ich pozbyć jedynie za pomocą kłamstw”.
Co więc robi rząd, gdy napotyka niewygodne fakty? Niewygodne prawdy zmienia w opinie. Na przykład fakty o finansowych przekrętach swych luminarzy, w opinie, które później dyskredytuje na zasadzie "lewackich bajek".
Skoro to takie oczywiste i dawno przez socjologów zbadane, to dlaczego Polacy tak łatwo dają się okłamywać? Przecież wiadomo, że kłamstwo ma krótkie nogi. Zawsze znajdzie się ktoś, kto kłamstwo zdemaskuje. Już w starożytności Tukidydes znalazł na to odpowiedź: "Ludzie tak mało się wysilają, by odnaleźć prawdę. I tak łatwo przyjmują poglądy, na które się po prostu natknęli".
Rządzący wiedzą, że najłatwiej można oszukać tę część społeczeństwa, która nie sięga do alternatywnych źródeł informacji, nie sprawdza tego, co głosi rządowa propaganda. Kłamstwo, wbrew przysłowiu, ma dłuższe nogi, niż powszechnie się sądzi. I dlatego, co trzeci Polak w nie wierzy.
Kłamiąc, PiS mówi tylko do swoich. Reszta go nie obchodzi. Istotne jest sporządzenie spójnego i prostego (czasami prostackiego) przekazu o świecie dla wyznawców, by weń uwierzyli, zatkali uszy na odmienne poglądy. I to się PiS-owi udało. Stworzyło sektę.
Według badań przeprowadzonych przez IBRiS, 83proc. wyborców PiS-u zadeklarowało, że informacje medialne na temat niejasnego pochodzenia majątku Obajtka nie miały żadnego wpływu na opinię o nim. Nieco więcej, bo 87proc. stwierdziło, że ich zdaniem Obajtek przyczynia się do rozwoju PKN Orlen. Ten mechanizm zadziałał także w wielu innych aferach z udziałem partyjnych notabli. Właśnie dlatego premier kłamał w Brukseli. Bo opowieść PiS-u o polskich sędziach jest taka, że to zdegenerowana grupa społeczna, ciesząca się nadzwyczajnymi przywilejami, którą rząd Zjednoczonej Prawicy od lat oczyszcza. Boryka się przy tym z kłodami, które rzuca mu pod nogi ulica (opozycja) i zagranica (KE) - razem zdrajcy narodu.
Niedawno podczas sesji sejmowej lekarz, a równocześnie prezes PSL, nazwał premiera patologicznym kłamcą. Temat jest więc wart refleksji z punktu widzenia psychiatrii. "Wszyscy patologiczni kłamcy mają cel, to jest udekorować swoją osobę, opowiedzieć coś interesującego, a motyw ego jest zawsze obecny. Wszyscy kłamią o czymś, co chcą posiadać lub być" – napisał w 1915 roku psychiatra William Healy. Patologiczni kłamcy są zawsze gwiazdami swoich historii. Szukając uwielbienia i podziwu. "My", "chcemy", "wielkie" – to słowa dominujące w ich wypowiedziach.
Cała polityka PiS opiera się na takim patologicznym kłamstwie, które z jednej strony ma stworzyć wrażenie, że ten rząd jest najlepszy w Europie, z drugiej ma oczerniać opozycję, robić z niej lewaków i zdrajców. Cel jest jeden - utrzymanie władzy, a filary dwa - kłamliwa propaganda i taktyka kupowania głosów wyborczych. Efektem zaś jest inflacja i drożyzna oraz - jeśli Polacy tego nie przerwą podczas najbliższych wyborów - możliwy upadek państwa.
Zbigniew Noska
publicysta Tygodnika Nowego
Napisz komentarz
Komentarze