Andrzej Duda nie działa dla dobra ogółu. Jest bardziej kościołkowym dewotem, uległym mizoginistycznej fobii episkopatu niż człowiekiem rozumnym. Wprawdzie nigdy wprost nie powiedział kobietom, że ich nienawidzi, że będzie systemowo ograniczał ich prawa i je dehumanizował, ale konsekwentnie przez 8 lat to robił. Jego politykę w tej sprawie zdemaskował ostatnio profesor Zybertowicz, który w "Trójce" odkrył prezydenckie karty, mówiąc: "W sytuacji, gdy mamy wybierać między dwoma racjami - bezpieczeństwem kobiet oraz bezpieczeństwem nienarodzonych dziewczynek i chłopców, prezydent stoi po stornie nienarodzonych dziewczynek i chłopców."
Tej podłej, manipulującej wypowiedzi, odczłowieczającej kobiety, ponadto wbrew logice, wskazaniom komitetów ONZ i orzecznictwu unijnemu, gdzie ochrona płodu ustępuje prawom kobiet, dawno nikt tak otwarcie nie sformułował.
O prezydencie Dudzie można powiedzieć wiele, ale raczej nie to, że jest stabilny emocjonalnie i potrafi myśleć kategoriami interesu narodowego. Podpowiadający mu doradcy, robią z niego śmieszną kukiełkę, chłopca z piaskownicy, przebierającego się w kurtkę moro, sądząc, że tak będzie wyglądał groźnie i Putin się wystraszy.
Kompletny brak kindersztuby pozwolił prezydentowi jechać do USA na zaproszenie Bidena i jednocześnie zabiegać o spotkanie z Trumpem. Swoją drogą zadziwiająca jest ta miłość do poprzedniego prezydenta USA, który swego czasu poniżył Dudę, każąc mu kłaść podpis na stojąco z boku swojego biurka. To zdjęcie obiegło świat, nie przysparzając Polsce chwały, a PAD miał na nim szczęśliwą minę.
Trump, który nie ukrywa swoich poglądów niekoniecznie zbieżnych z interesem Polski, to dla Dudy ideał amerykańskiego partnera dla Polski. Jest w niego zapatrzony z niewolniczym zachwytem, jak w Kaczyńskiego. Amerykanie starali się wybić Dudzie z głowy spotkanie z Trumpem, które poza niestosownością czysto towarzyską byłby co najmniej nietaktem dyplomatycznym. Czy Duda to zrozumiał? Nie do końca, bo postanowił pozostawić w USA swoich doradców, którzy po jego wyjeździe skontaktują się z Trumpem.
Znając poglądy Trumpa na wojnę w Ukrainie, naprawdę należy się niepokoić tymi dudowymi ciągotami w jego kierunku. PAD przejmując trumpowską narrację, rzucił w przestrzeń medialną i polityczną żądania, by partnerzy z NATO przeznaczali na obronność nie mniej, niż 3 proc swego budżetu. Żonglowanie cyferkami, licytowanie się, kto da więcej jest niepoważne. Wystarczy pomyśleć, ile to jest, te 3% w budżecie Niemiec, a ile Luksemburga.
Po ośmiu latach rządów PiS widać, że sama suma niczego nie załatwia, że można wyrzucać ponad 3 proc budżetu na zbrojenie i niczego nie załatwić, a jedynie wprowadzić chaos. Zakupy broni nie skorelowane z działaniami pozostałych państw NATO nie poprawią kondycji polskiej armii. Są sprzeczne z logiką wspólnego działania paktu północnoatlantyckiego.
Duda w związku ze zmianą rządu zadeklarował w orędziu polityczną jedność w sprawach dotyczących obronności. Ograniczając narodową zgodę do spraw stricte wojskowych nie rozumie, że w ten sposób nie zbuduje się bezpiecznego państwa. Putin nie przestraszy się jego groźnych min, a owe trzy, czy nawet więcej, procent na obronność, bez uwzględnienia innych, zależnych także od niego czynników będą tylko kupką wyrzuconych w błoto pieniędzy.
Tymczasem, jak chłopiec z piaskownicy, odgraża się wetowaniem każdej ustawy wychodzącej z sejmu. W ten sposób destabilizuje państwo, które będzie coraz słabsze choćby kupiło sobie tysiące czołgów i samolotów. Jakoś nikt mu nie potrafi wytłumaczyć i przypomnieć, że właśnie taka polityka, szlacheckie liberum veto, doprowadziła kiedyś Polskę do zguby. Prezydent pozbawiony niezależnej osobowości, który ma zniewolony umysł i zachowuje się czasem jak chłopiec w piaskownicy jest coraz bardziej niebezpieczny dla otoczenia, którym, niestety, jesteśmy my. Polki i Polacy.
Zbigniew Noska
Napisz komentarz
Komentarze